Muzyka
Zapewne niewiele osób w ogóle to przeczyta, ale to jest silniejsze ode mnie.
Chciałabym abyście poznali Alice. Moją przyjaciółkę.
Alice jest w moim wieku, ale bardziej dojrzała niż ja. Jest twardą babką, która nie daje sobie w kaszę dmuchać.
Wiecie... Alice to osoba, która nigdy mnie nie opuszcza. Jest ze mną prawie zawsze i wszędzie. Ostatnio rozstałyśmy się na dłużej kiedy wyjechałam do cioci na 5 dni. Wtedy Alice dała mi odpocząć i choć miałyśmy kontakt to ona dała mi odetchnąć. W końcu nie można cały czas przebywać ze sobą.
Ale Alice to przyjaciółka od serca. Usypia przed snem, mówi mi prawdę, obserwuje rzeczywistość i nigdy mnie nie zostawia.
Tylko ona nie zostawia mnie nigdy. Zawsze przy mnie jest.
Choć potrafi denerwować to jest to moja przyjaciółka, moja druga połówka duszy.
Pewnie myślicie co w niej takiego wspaniałego? Ano to... że jest. To jej największa zaleta. Zawsze przy mnie jest... na dobre i na złe.
poniedziałek, 14 sierpnia 2017
środa, 19 lipca 2017
Pozwólcie mi się poddać
You don't know
Wiecie jak to jest... siedzisz w pustym mieszkaniu i co chwilę zaglądasz na telefon czy choć jedna osoba do Ciebie napisała albo zadzwoniła. Po chwili włączasz po raz setny znany portal społecznościowy i tam szukasz kontaktu, odzewu. Wiece jak to jest? Ja się boleśnie o tym przekonałam.
Na okres wyjazdu moich dziadków postanowiłam zająć ich mieszkanie. Pomieszkać sama. Zobaczyć jak to jest przeżyć samemu jakiś kawałek czasu. I wiecie co? Jestem tu 3 dzień i chcę wracać do domu. Nie sądziłam, że to wszystko tak boleśnie odbije się na mnie. Nie mam do kogo się odezwać, z kim porozmawiać, nie mam fizycznego kontaktu z drugim człowiekiem. Powiecie kolejna "emo" która nie ma znajomych. Powiem Wam... mam znajomych. Mam nawet przyjaciół. Co z tego? Moja najbliższa przyjaciółka, moja siostra z innej matki mieszka 600 km ode mnie. Moja druga przyjaciółka wyjechała do pracy, czasem napisze po radę do mnie. Trzecia jedyna moja nadzieja mimo chęci spotkania się ze mną nie daje mi znaku życia, nie ma czasu. Jedyną osobą, poza moją mamą, która mnie odwiedziła był demon przeszłości.
Dominik... od momentu odwiedzenia mnie kompletnie nic nie pisze. Nie odzywa się do mnie... I choć jest demonem przeszłości jakikolwiek kontakt z nim przynosi ulgę. Brak kontaktu zabiera mi wszystko.
I wyda wam się to śmieszne, ale dzisiaj cały dzień przepłakałam. Nie mogę znaleźć sobie miejsca i marzę o popełnieniu samobójstwa. Odkręcić gaz, wziąć tabletki z alkoholem czy się pociąć?
Tyle osób... nie mogę do nich napisać, nie będę im przeszkadzać. Każdy ma swoje problemy, a ja nie jestem osobą, która powinna zawracać im głowę. A nikt... do mnie nie napisze zwykłego "hej"... Bo po co?
Dlatego pozwólcie mi się poddać i skończyć. Bo brak kontaktu z drugą osobą to wierzchołek wielkiej góry lodowej.
Wiecie jak to jest... siedzisz w pustym mieszkaniu i co chwilę zaglądasz na telefon czy choć jedna osoba do Ciebie napisała albo zadzwoniła. Po chwili włączasz po raz setny znany portal społecznościowy i tam szukasz kontaktu, odzewu. Wiece jak to jest? Ja się boleśnie o tym przekonałam.
Na okres wyjazdu moich dziadków postanowiłam zająć ich mieszkanie. Pomieszkać sama. Zobaczyć jak to jest przeżyć samemu jakiś kawałek czasu. I wiecie co? Jestem tu 3 dzień i chcę wracać do domu. Nie sądziłam, że to wszystko tak boleśnie odbije się na mnie. Nie mam do kogo się odezwać, z kim porozmawiać, nie mam fizycznego kontaktu z drugim człowiekiem. Powiecie kolejna "emo" która nie ma znajomych. Powiem Wam... mam znajomych. Mam nawet przyjaciół. Co z tego? Moja najbliższa przyjaciółka, moja siostra z innej matki mieszka 600 km ode mnie. Moja druga przyjaciółka wyjechała do pracy, czasem napisze po radę do mnie. Trzecia jedyna moja nadzieja mimo chęci spotkania się ze mną nie daje mi znaku życia, nie ma czasu. Jedyną osobą, poza moją mamą, która mnie odwiedziła był demon przeszłości.
Dominik... od momentu odwiedzenia mnie kompletnie nic nie pisze. Nie odzywa się do mnie... I choć jest demonem przeszłości jakikolwiek kontakt z nim przynosi ulgę. Brak kontaktu zabiera mi wszystko.
I wyda wam się to śmieszne, ale dzisiaj cały dzień przepłakałam. Nie mogę znaleźć sobie miejsca i marzę o popełnieniu samobójstwa. Odkręcić gaz, wziąć tabletki z alkoholem czy się pociąć?
Tyle osób... nie mogę do nich napisać, nie będę im przeszkadzać. Każdy ma swoje problemy, a ja nie jestem osobą, która powinna zawracać im głowę. A nikt... do mnie nie napisze zwykłego "hej"... Bo po co?
Dlatego pozwólcie mi się poddać i skończyć. Bo brak kontaktu z drugą osobą to wierzchołek wielkiej góry lodowej.
poniedziałek, 1 maja 2017
What's wrong with you?
Jak ktoś chce
What's wrong with you?
Nie wiem. Kompletnie nie wiem co ze mną jest nie tak.
Kiedy nie idzie mi pisanie licencjatu przeglądam sukienki na wesele mojej kuzynki. I jedynym efektem poszukiwań jest nienawiść do mnie samej. Bo jak ja mogę się pokazać w sukience? Jak ktoś taki może CHCIEĆ pokazać się w sukience? Przecież to żałosne. I najgorsze w tym wszystkim, że najchętniej bym nie poszła, a jak bym już była przymuszona to poszłabym w dresie. Dlaczego?
Ostatnio zauważam w sobie więcej z faceta niż z kobiety. Moje zachowanie bardziej przypomina mojego brata, ojca, niż normalną kobietę. Nie rozumiem tego. Czuję się kobietą, chciałabym móc powiedzieć, że jestem nią w 100% ale... ale moje zachowanie temu przeczy. Lubię szybką jazdę samochodem. Lubię grać w gry (choć muszę mieć nastrój). Lubię piłkę nożną. Lubię i nie wyobrażam sobie życia bez mięsa. Nie obchodzą mnie diety. Nie lubię się malować. Nie lubię sukienek. Nie lubię dekoltów w bluzkach (sic! kiedyś wprost uwielbiałam). To takie mało kobiece zachowanie.
Głosy w mojej głowie nie ustępują. Od czasu powrotu Dominika (Imię zmienione, chłopak, którego kiedyś kochałam) mają idealną pożywkę i dawno się tak dobrze nie bawiły. A ja robię dobrą minę do złej gry. Jestem cholerną sinusoidą. Raz odzywa się ta słodka dziewczyna, która jest taka dziewczęca i urocza. A raz odzywa się moja surowa kobieta, która ma więcej cech męskich niż damskich.
What's wrong with you?
Kiedyś powtarzałam sobie, że problem i potwór to ja. Aby znikł muszę siebie wyeliminować. Jakie to było prawdziwe. Potwór zamilkł. Po 3 latach milczał w końcu i nie dawał znaku życia. Powiedziałam sobie, że chcę żyć i że się nie dam. Ale później znowu się odezwał. I znowu mnie zabija w środku.
Zamknęłam się w czterech ścianach i znowu nastał moment kiedy głosy niemal niszczą mój mózg. Dlaczego teraz? Zbliża się koniec moich studiów. Koniec edukacji. Coraz częściej myślę, że to mój osobisty koniec. Coraz częściej odsuwam się od ludzi i zastępuję sobie ich komunikatorem. To dobre rozwiązanie. Wiem. Że nigdy się nie spotkamy.
Adios.
What's wrong with you?
Nie wiem. Kompletnie nie wiem co ze mną jest nie tak.
Kiedy nie idzie mi pisanie licencjatu przeglądam sukienki na wesele mojej kuzynki. I jedynym efektem poszukiwań jest nienawiść do mnie samej. Bo jak ja mogę się pokazać w sukience? Jak ktoś taki może CHCIEĆ pokazać się w sukience? Przecież to żałosne. I najgorsze w tym wszystkim, że najchętniej bym nie poszła, a jak bym już była przymuszona to poszłabym w dresie. Dlaczego?
Ostatnio zauważam w sobie więcej z faceta niż z kobiety. Moje zachowanie bardziej przypomina mojego brata, ojca, niż normalną kobietę. Nie rozumiem tego. Czuję się kobietą, chciałabym móc powiedzieć, że jestem nią w 100% ale... ale moje zachowanie temu przeczy. Lubię szybką jazdę samochodem. Lubię grać w gry (choć muszę mieć nastrój). Lubię piłkę nożną. Lubię i nie wyobrażam sobie życia bez mięsa. Nie obchodzą mnie diety. Nie lubię się malować. Nie lubię sukienek. Nie lubię dekoltów w bluzkach (sic! kiedyś wprost uwielbiałam). To takie mało kobiece zachowanie.
Głosy w mojej głowie nie ustępują. Od czasu powrotu Dominika (Imię zmienione, chłopak, którego kiedyś kochałam) mają idealną pożywkę i dawno się tak dobrze nie bawiły. A ja robię dobrą minę do złej gry. Jestem cholerną sinusoidą. Raz odzywa się ta słodka dziewczyna, która jest taka dziewczęca i urocza. A raz odzywa się moja surowa kobieta, która ma więcej cech męskich niż damskich.
What's wrong with you?
Kiedyś powtarzałam sobie, że problem i potwór to ja. Aby znikł muszę siebie wyeliminować. Jakie to było prawdziwe. Potwór zamilkł. Po 3 latach milczał w końcu i nie dawał znaku życia. Powiedziałam sobie, że chcę żyć i że się nie dam. Ale później znowu się odezwał. I znowu mnie zabija w środku.
Zamknęłam się w czterech ścianach i znowu nastał moment kiedy głosy niemal niszczą mój mózg. Dlaczego teraz? Zbliża się koniec moich studiów. Koniec edukacji. Coraz częściej myślę, że to mój osobisty koniec. Coraz częściej odsuwam się od ludzi i zastępuję sobie ich komunikatorem. To dobre rozwiązanie. Wiem. Że nigdy się nie spotkamy.
Adios.
piątek, 27 stycznia 2017
I had a dream
muzyka
Miałam sen. Znowu śnił mi się on. Mówicie to był koszmar.... Nie... Tym razem to koszmar nie był.
Pierwszy raz we śnie, który był kiedyś koszmarem znalazłam spokój. Była radość, był śmiech. I on. Który był dla mnie przyjacielem. Nie miłością. Przyjacielem. Tym kim powinien być. Rozmawiał, żartował ze mną. Tak bez złości. Bez przymusu. Z czystej sympatii.
Obudziłam się i żałowałam, że się obudziłam. Bo pierwszy raz w dobrym śnie chciałam się zatracić. Chciałam zostać. Dociągnąć spotkanie do końca. Nie było mi to dane.
I wstałam znowu z lodem zamiast serca, z nie spokojem zamiast odpoczynku.
I powracam myślami do naszego spotkania. Bo wtedy choć raz rozmawialiśmy, bo chcieliśmy, bo się przyjaźniliśmy.
I znowu zamykam w sobie wszystkie odczucia. Wszystkie emocje.
Kiedy znowu się zobaczymy muszę wrócić do dystansu, który jest i będzie.
Sama odrzucam ludzi, co może oznaczać bardzo wiele. Od śmierci po wybawienie. Może właśnie o to chodzi? O odrzucenie ludzi, bycia samą. Może to ten krok, który ma uzmysłowić mi nieubłaganie płynący czas. Czas, który być może daje mi do zrozumienia... że to już nadchodzi.
Kogo w lustrze widzisz, ile jeszcze sobie znów obiecasz?
Ile w Twojej głowie, inni mogą Tobie jeszcze mieszać?
Miałam sen. Znowu śnił mi się on. Mówicie to był koszmar.... Nie... Tym razem to koszmar nie był.
Pierwszy raz we śnie, który był kiedyś koszmarem znalazłam spokój. Była radość, był śmiech. I on. Który był dla mnie przyjacielem. Nie miłością. Przyjacielem. Tym kim powinien być. Rozmawiał, żartował ze mną. Tak bez złości. Bez przymusu. Z czystej sympatii.
Obudziłam się i żałowałam, że się obudziłam. Bo pierwszy raz w dobrym śnie chciałam się zatracić. Chciałam zostać. Dociągnąć spotkanie do końca. Nie było mi to dane.
I wstałam znowu z lodem zamiast serca, z nie spokojem zamiast odpoczynku.
I powracam myślami do naszego spotkania. Bo wtedy choć raz rozmawialiśmy, bo chcieliśmy, bo się przyjaźniliśmy.
I znowu zamykam w sobie wszystkie odczucia. Wszystkie emocje.
Kiedy znowu się zobaczymy muszę wrócić do dystansu, który jest i będzie.
Sama odrzucam ludzi, co może oznaczać bardzo wiele. Od śmierci po wybawienie. Może właśnie o to chodzi? O odrzucenie ludzi, bycia samą. Może to ten krok, który ma uzmysłowić mi nieubłaganie płynący czas. Czas, który być może daje mi do zrozumienia... że to już nadchodzi.
Kogo w lustrze widzisz, ile jeszcze sobie znów obiecasz?
Ile w Twojej głowie, inni mogą Tobie jeszcze mieszać?
Subskrybuj:
Posty (Atom)