Jest to bardziej niż trochę żałosne, ale internet jest, jak by nie patrzeć, niezbędny mi do życia. Jest skuteczny w zabijaniu nudy i przydatny w pisaniu, również w pisaniu tego posta. Więc chciałam napisać coś więcej o najpopularniejszym portalu społecznościowym.
Mając dość znaczną grupę znajomych, często z czystej ciekawości przeglądam co tam u nich słychać. Z większością nie mam kontaktu face-to-face, dlatego internet w tym względzie bardzo się przydaje. Tak więc przewijając kolejnych znajomych trafiam na coraz to ciekawsze rzeczy. Mój były 3 raz ma dziewczynę, moja koleżanka jest w ciąży, inna znajoma wychodzi za mąż, a jeszcze inna się zaręczyła. Każda kolejno rodzi dziecko, wchodzi w nowy etap życia czy też wstępuje na ścieżkę małżeństwa. Inni zmieniają obiekty westchnień jak rękawiczki, a tu się nagle można dowiedzieć, że ktoś zmienia kierunek studiów czy wyjechał na drugi kraniec Polski.
Zdjęcia dziecka, z mężem, z drugim dzieckiem, z gronem znajomych, z przyjaciółmi i, o zgrozo, sesja w ciąży. Wszystko to zalewa mi moją głowę i wierci w niej niczym wiertarka. I w tym momencie się zatrzymajmy, razem, Ty i Ja.
Uczucie zazdrości towarzyszyło mi od zawsze. Od małego dzieciaczka, przez lata szkolne, po dziś dzień. Przeżyłam już jakąś część swojego życia i wpatrując się w powiadomienia o ciąży koleżanek, zastanawiam się czy ja jestem taka stara czy to wszystko wokół mnie tak niesamowicie pędzi do przodu. Dziwnie się czuję kiedy dowiaduję się o nowych związkach znajomych, a ja jestem tu gdzie jestem. Powiem otwarcie... Jestem zazdrosna... Nawet o tego dzieciaczka, bo choć dzieci wręcz nie znoszę, uświadamiam sobie z każdym dniem, że chyba też bym takiego chciała.
Moja kuzynka w przyszłym roku wychodzi za mąż. Próbuję wszystkim wyperswadować, że nie chcę iść i to nie ze względu na to, że ją nie specjalnie lubię, ale nie potrafię przebywać gdzieś, gdzie wszyscy się cieszą. Mój mrok i smutek potrafił już nie jedno zepsuć.
Tak więc presja czasu ciąży nade mną niczym klątwa. Zegar tyka i nie zatrzyma się i nie poczeka aż ja w końcu przyspieszę. A ubóstwiany tak przeze mnie wirtualny świat pogłębia to, co siedzi w mojej głowie. Karmi potwora.
Pytania? Ask me
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz