Wstajesz rano.
Robisz codzienne czynności związane z przygotowaniem się do pracy lub uczelni.
Nie przejmujesz się niczym. Nic Cię nie rusza, uśmiechasz się, pokazujesz, że
masz naprawdę cudowne życie. W rozmowach ze starymi znajomymi opowiadasz jak to
dobrze się układa, że pomimo braku drugiej połówki jesteś najszczęśliwszą osobą
na świecie. Chodzisz na imprezy i się bawisz, cieszysz się z życia, które masz.
Wracasz do mieszkania. Otwierasz drzwi i głucha cisza uderza w Ciebie
niczym piorun. Nikt Cię nie wita, nikt nie cieszy się z Twojego powrotu.
Wchodzisz, siadasz na kanapie i zdejmujesz maskę.
Przecierasz oczy i walczysz ze łzami. Maska, którą widzą znajomi nie ma swojego
zastosowania w pustym mieszkaniu, gdzie jedyną żywą duszą jesteś TY.
Uświadamiasz sobie jakie Twoje życie jest chujowe. Że nic z tego co opowiadasz
znajomym nie jest prawdą, że uśmiech, którym obdarowujesz cały świat jest
sztuczny, że tak naprawdę dla Ciebie nie ma znaczenia czy jeszcze żyjesz, czy
nie. Życie skończyło się dla Ciebie w chwili, gdy Twoje uczucia zostały
zmieszane z błotem i pozostawione rozkładowi. Nie potrafisz ufać ludziom, a
obdarowanie kogokolwiek uczuciami jest dla Ciebie trudne. Nie wierzysz w
poprawę życia, w to, że kiedyś wszystko się zmieni. Jesteś samotny. Wstajesz z
miejsca w którym siedzisz i kierujesz się po jedyną według Ciebie właściwą
drogę - Drogę śmierci. Sposobów masz wiele do wyboru. Tabletki + alkohol,
przecięcie żył, powieszenie, wyskoczenie z wysokiego budynku itp. Wybierasz
najmniej bolesny sposób - tabletki. Ostatni raz patrzysz w swoje odbicie i
zastanawiasz się. Myślisz czy jest jeszcze po co żyć? Migawki wspomnień
przesuwają się niczym cień. W tym momencie masz jedynie złe wspomnienia w
głowie. Kolejny raz walczysz ze łzami, gdy wspominasz swoją ukochaną osobę.
Kochasz tą osobę dalej choć wiesz, że nic z tego. Nie potrafisz zamknąć tego
rozdziału, który tak diametralnie odcisnął piętno na Twoim życiu. Tym razem łez
nie powstrzymujesz. Zaczynasz płakać… Nikt nie usłyszy płaczu, nikt też nie
znajdzie szybko Twojego ciała. Wiesz, że nie mają szans Cię uratować. Wtedy
robisz ostateczny krok. Bierzesz dużą ilość tabletek, połykasz je popijając
znacznie większą ilością alkoholu… I tak wiesz, że to koniec… Idziesz się
położyć na łóżku, zasypiasz. Budzisz się po tamtej stronie… Trafiasz do piekła
wraz z innymi samobójcami. Czujesz ukojenie, spokój i wiesz, że po tej stronie,
nawet w piekle, jest Ci lepiej… Po kilku dniach odnajdują Twoje ciało. Twoja
rodzina organizuje pogrzeb. Twoi rodzice nie mogą dojść do siebie po utracie
ukochanego dziecka. Wszyscy zastanawiają się, dlaczego tak musiało się stać. Co
skłoniło Cię do tego czynu? Nikt nigdy nie pozna odpowiedzi, nikt nie dowie się
co się działo w Twojej głowie przez te kilka-kilkanaście pieprzonych lat.
Pogrzeb jest skromny, kilku znajomych, rodzina. Masz ładny, lecz nie kosztowny
grób. Po kilku latach grób ten jest zarośnięty. Rodzina, znajomi, wszyscy o
Tobie zapomnieli. Nikt nie odwiedza już grobu, jedynie w święto zmarłych
przychodzi rodzina zapalić jeden znicz, bo wypada tak zrobić, gdy zmarło ich dziecko. Nie ma już Ciebie, nie ma problemu… Jednak
jeden znicz świeci się ciągle na Twoim grobie. Ktoś przychodzi, ktoś pamięta,
ktoś tęskni za Twoją osobą, ktoś kogo bardzo zraniłeś gasząc światło swojej
duszy. Ale kto to jest? Tego się już nie dowiesz, możesz się jedynie domyślać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz